Kto nie zna piosenki „Gdzie się podziały tamte prywatki” śpiewanej przez Wojciecha Gąssowskiego? Piosenki nagrodzonej w Opolu, w roku 1988, drugą nagrodą (na festiwalu wykonała ją Danuta Błażejczyk). Autorem tekstu jest Marek Gaszyński, a melodię skomponował Ryszard Poznakowski.

Same sławy. Marek napisał co najmniej 150 tekstów do przebojów lat 60. i 70., że wspomnę tylko „Sen o Warszawie” - piosenkę śpiewaną przez Czesława Niemena, czy „Nie zadzieraj nosa” z repertuary Czerwonych Gitar” (muzyka Seweryn Krajewski). Ryszard Poznakowski - grając najpierw z „Czerwono-czarnymi”, a później przez 36 lat z „Trubadurami” - komponował utwory dla niemal wszystkich ówczesnych piosenkarskich sław. Do najpopularniejszych jego melodii należą zapewne „Mały książę” i „Trzynastego” - śpiewane przez Kasię Sobczyk, oraz „Znamy się tylko z widzenia” - przebój Trubadurów. Co do Wojciecha Gąssowskiego, to wykonywany przez niego przebój „Zielone wzgórza nad Soliną” był bodaj najpopularniejszą „pościelówą” lat mojej młodości. Wyjaśniam, że „pościelówami” nazywaliśmy wówczas piosenki liryczne, takie „dusza szczypatielnyje”, czyli mocno chwytające z serce. Po namaszczonym, powolnym przetańczeniu na prywatce czegoś aż tak sentymentalnego, partnerki stawały się życzliwsze swoim partnerom, a wówczas u chłopców pojawiała się nieśmiała nadzieja na wspólne sfinalizowanie wieczoru w pościeli. Co do znacznie późniejszego przeboju Gąssowskiego, czyli piosenki o prywatkach, to wciąż prowokuje mnie ona do nostalgicznych wspomnień. Zarówno Gąsowski jak i Poznakowski są moimi rówieśnikami. Marek Gaszyński jest wprawdzie o kilka lat starszy, ale jeśli chodzi o znajomość obyczajowości bigbeatowej epoki, jest do dzisiaj niekłamanym autorytetem. Wiem coś o tym, bo Marka poznałem przed kilkunastoma laty w Szczytnie, gdzie regularnie jurorował w konkursie muzycznym, podczas Dni i Nocy Szczytna. Co roku miałem okazję pogadać z nim o wspólnych znajomych z tamtych, czyli „naszych” lat. Dzięki owym spotkaniom mogłem uzupełnić swoją wiedzę o zabawne i interesujące fakty, wówczas jeszcze zupełnie mi nie znane. Lubię czytać wspomnieniowe książki opisujące życie polskich, artystycznych elit. Zwłaszcza warszawskich, bowiem sam mieszkałem w tym mieście niemal od urodzenia, przez sześćdziesiąt lat. Każdy, dosłownie każdy z autorów owych książek zwraca uwagę na całkowity zanik, w czasach współczesnych, nawyku do wieloosobowych towarzyskich spotkań w prywatnych mieszkaniach. Bez żadnej okazji typu imieniny, urodziny, czy rocznica ślubu. Ot tak, żeby pogadać. Przy kawie, piwie, czy wódeczce. Po to, aby coś sobie powiedzieć. Wymienić poglądy, podyskutować.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.