A jednak nie wszyscy lokalni włodarze ulegają łatwej pokusie sięgania po samorządowe pieniądze. Andrzej Kimbar, przewodniczący Rady Gminy w Wielbarku zwrócił się do radnych, aby obniżyli przysługujący mu ryczałt. - Ci, którzy pobierają diety z pieniędzy podatników nie powinni przekraczać pewnych granic - uzasadnia swoją decyzję.

Nie chciał większej kasy

PRZYKŁAD DO NAŚLADOWANIA

Radni w Wielbarku obniżyli wysokość ryczałtu przysługującego przewodniczącemu rady gminy z tytułu wykonywanych przez niego obowiązków. Wnioskodawcą był sam zainteresowany.

- Uważam, że nie jest uzasadnione, abym jako przewodniczący tak małej gminy otrzymywał tak duży ryczałt - mówi Andrzej Kimbar. Według uchwały Rady Gminy, z tytułu pełnienia funkcji przysługiwało mu wynagrodzenie w wysokości 140% najniższej płacy krajowej. Od nowego roku wzrosło ono o 36 zł, a co za tym idzie automatycznie poszedł w górę również ryczałt. Przewodniczący miał otrzymywać teraz 1310,40 zł. Uznał jednak, że to za dużo i zwrócił się do rady, aby ta zmniejszyła wysokość przysługującego mu ryczałtu ze 140 do 130% najniższej płacy krajowej. Radni się zgodzili, przewodniczący otrzymywać będzie więc co miesiąc 1216,80 zł.

Andrzej Kimbar stanowi przykład godny do naśladowania dla innych samorządowców. Tym bardziej, że kilka lat temu, również na jego wniosek, rada obniżyła mu ryczałt ze 150 do 140% najniższej płacy.

Sam zainteresowany nie widzi w tym nic nadzwyczajnego.

- Po prostu ustaliłem sobie na początku mojej pracy w samorządzie, żeby nie przekraczać pewnych granic i to wszystko - tłumaczy swoje stanowisko. Nie ukrywa też, że zaimponowała mu postawa nowego starosty szczycieńskiego, który tuż po objęciu obowiązków zmniejszył sobie pobory o 1 tys. zł.

- Jest mi bardzo miło, że pan przewodniczący tak uzasadnia swoją decyzję - nie kryje satysfakcji starosta Jarosław Matłach.

Ciekawi byliśmy, co przewodniczący Kimbar sądzi o licznych przykładach postaw zmierzających w przeciwnym do tego, który on obrał kierunku. Dominują bowiem dążenia do zwiększania, a nie ograniczania przywilejów z tytułu zasiadania w organach samorządowych.

- W kompetencji rady gminy jest ustalanie wysokości diet i dopóki ustawodawca tego nie zmieni, nie narzuci jakichś widełek, każda taka uchwała będzie zgodna z prawem. Jej ocenę należy pozostawić sumieniom tych, którzy ją podejmują - mówi Andrzej Kimbar.

WYDAWAĆ Z GŁOWĄ

Nie będzie natomiast zmian w regulaminie wypłacania diet radnym powiatowym. Nie przeszła propozycja radnego Krzysztofa Pawłowicza, aby za każdą nieobecność na sesji bądź komisji automatycznie potrącano radnemu 20% przysługującego mu ryczałtu. Oznacza to, że w dalszym ciągu radni będą mogli otrzymywać pełne diety, nawet w przypadku absencji na posiedzeniach samorządu. Wnioskodawca jest tym faktem poruszony. Pawłowicz szczególny żal ma do radnych PiS-u, którzy w swoim programie wyborczym głosili hasło "Taniego Państwa".

- Okazuje się, że w sprawach materialnych radni PiS idą z radnymi lewicowymi w jednym szeregu - wytykał PiS-owcom radny Forum Samorządowego.

Przewodniczący rady Mirosław Medźwiedzki, członek PiS-u zapewnia, że jego czteroosobowy klub nie zdradził lansowanej w wyborach idei. Uważa, że do wywołanej przez Pawłowicza sprawy należy podchodzić ostrożnie, tym bardziej, że na razie frekwencja podczas posiedzeń komisji i rady jest bliska 100%.

- Od początku kadencji stosujemy politykę oszczędnościową - zapewnia przewodniczący. - Doprowadziliśmy do obniżenia ryczałtów radnych funkcyjnych, teraz będziemy dążyć do tego, aby fundusze samorządowe kierować na te zadania, które mają większą szansę dofinansowania z zewnątrz. Czuwamy też nad tym, żeby nie opłacać bzdurnych szkoleń dla radnych, a zaproszeń na nie otrzymujemy nawet po kilka dziennie.

- Chodzi o to, żeby pieniądze publiczne wydawać z głową - podkreśla Medźwiedzki.

(olan)

2007.02.21