O wybudowanym w pierwszej połowie XIX wieku kościele ewangelickim w Wielbarku można śmiało powiedzieć, że to wizytówka miejscowości i niemy świadek jej burzliwych dziejów. Historia obeszła się jednak ze świątynią brutalnie. Po wyjeździe większości Mazurów do Niemiec, obiekt zaczął stopniowo popadać w ruinę. Dziś jest już tylko wspomnieniem dawnej świetności.

Niszczejący skarb

DZIEŁO MISTRZA

Charakterystyczne budowle są od wieków znakami rozpoznawczymi miast i miasteczek na całym świecie. Widnieją na fotografiach, widokówkach, w przewodnikach turystycznych. Takie obiekty znajdują się także w naszym powiecie. Szczytno ma ratusz i wieżę ciśnień, Pasym wyróżniającą się bryłę kościoła ewangelickiego. Najbardziej reprezentacyjną budowlą Wielbarka jest także świątynia. Stojący w centrum miejscowości pokaźnych rozmiarów klasycystyczny kościół ewangelicki pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku. Powstał on w miejscu starej, drewniano-murowanej świątyni, którą zniszczył pożar. Uroczyste poświęcenie nowego obiektu odbyło się 27 września 1827 roku. Architektem, który zaprojektował nowy kościół był jeden z wybitniejszych twórców doby klasycyzmu w Prusach Karl Friedrich Schinkel. Ten nietuzinkowy artysta, oprócz architektury zajmował się także malarstwem. Pełnił też funkcję m.in. radcy budowlanego rządu pruskiego i dyrektora generalnego pruskiego urzędu budownictwa. Dziś aż trudno uwierzyć, że tak wzięty architekt, który projektował gmachy teatrów i muzeów w Berlinie, stworzył także wielbarski kościół. Schinkel pozostawił po sobie w dawnych Prusach wiele budowli. Należą do nich kościoły w Dobrym Mieście i Ornecie. Zaprojektował także koszary obronne i szpital wojskowy w Toruniu oraz siedzibę rejencji w Bydgoszczy. Twórca wielbarskiego kościoła zasłynął również za sprawą nowatorskiego podejścia do konserwacji zabytków. Jako pierwszy postulował wykonywanie inwentaryzacji przed rozpoczęciem prac konserwatorskich. Zdaniem Wiktora Knercera, współautora "Przewodnika po historii i zabytkach Ziemi Szczycieńskiej", świątynia w Wielbarku wyróżnia się spośród pozostałych obiektów sakralnych zaprojektowanych przez Schinkla na naszym terenie.

- W porównaniu do innych kościołów na Warmii i Mazurach jest najbardziej monumentalna - mówi Wiktor Knercer.

WOJENNE ZAWIERUCHY

Świątynia musiała być tak duża, ponieważ parafia w Wielbarku liczyła na początku XIX wieku ponad 10 tysięcy wiernych. Imponujący był wystrój kościoła - ciekawie zdobiona ambona, drewniany, polichromowany ołtarz główny i charakterystyczne, nisko zwisające żyrandole. Po obu stronach trzynawowej świątyni ciągnął się chór. W czasie I wojny światowej w kościele urządzono lazaret.

- Leczono tu nawet 100-150 rannych żołnierzy. Umieralność była jednak bardzo duża. Dziennie wynoszono stąd 20-30 trupów - opowiada Ryszard Mróz, pasjonat historii Wielbarka, członek zarządu Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Wielbarskiej.

Zmarłych żołnierzy chowano w zbiorowych mogiłach na cmentarzu leżącym przy wyjeździe w kierunku Jedwabna. Kościół przetrwał też, jako jeden z niewielu obiektów w Wielbarku, II wojnę światową. Czerwonoarmiści pozostawili jednak po sobie ślad na kościelnych murach. Świętując "wyzwolenie" miejscowości ostrzelali ściany świątyni. Pozostałości po kulach widać zresztą do dziś.

ŚWIĄTYNIA TRACI DUSZĘ

Początkowo po zakończeniu wojny nic jeszcze nie zwiastowało kresu świetności kościoła. Jeszcze pod koniec lat 40. wokół parafii ewangelickiej skupiało się życie wielu autochtonów, którzy pozostali w Wielbarku. Istniał tu m.in. grupujący niemałą liczbę członków chór. Wkrótce jednak zaczął się wielki exodus Mazurów. W latach 60. i na początku 70. masowo wyjeżdżali do Niemiec, opuszczając na zawsze swoje rodzinne strony. Od tamtej pory wielbarska świątynia była wykorzystywana coraz rzadziej. Ostatni pastor pełnił tu posługę do końca lat 60. Potem przyjeżdżali tu duszpasterze ze Szczytna. Nabożeństwa odbywały się już tylko sporadycznie. W 1975 roku postanowiono świątynię zamknąć. Wystrój został zdemontowany i przewieziony do muzeum w Olsztynie. Dwa dzwony trafiły do parafii św. Stanisława Kostki w Szczytnie. Kilka lat później z wieży zdjęto cztery zegary, które do samego końca były jeszcze sprawne.

- Wraz z ich zniknięciem kościół stracił duszę - mówi Ryszard Mróz.

Zbyt duże koszty utrzymania obiektu sprawiły, że stanowiący mniejszość ewangelicy nie byli zainteresowani jego dalszym posiadaniem. Wystąpili więc do gminy o przekazanie jej świątyni. Stało się to w 1982 roku.

- Propozycji wykorzystania kościoła było wiele. Zamierzano zrobić w nim magazyn przetwórni "Las" oraz składnicę harcerską. W końcu na kilka lat zamieniono obiekt w magazyn sprzętu RTV - opowiada Ryszard Mróz.

PRÓBA REANIMACJI

W tamtym okresie o zabytki nikt się nie troszczył. Nic więc dziwnego, że wnętrze kościoła zostało całkowicie zdewastowane - posadzki zalano betonem, pozrywano sztukaterie. Ławki oraz pozostałe resztki wyposażenia po prostu wyrzucono. Mimo to mieszkańcy podjęli starania mające na celu ratowanie zabytku. W 1983 roku zawiązał się w Wielbarku komitet do spraw zagospodarowania świątyni. Planowano przeznaczyć ją na czytelnię, bibliotekę i pracownię kulturalną dla młodzieży oraz galerię. W Urzędzie Wojewódzkim znalazły się nawet środki na ten cel i ruszyły prace remontowe. Niestety, po kilku latach fundusze się skończyły, a wraz z nimi nadzieje na przywrócenie świątyni dawnej świetności. Od tamtej pory nic już wokół obiektu nie robiono. Były też próby przekazania kościoła miejscowej parafii katolickiej. Na wizję lokalną do Wielbarka przyjechał nawet biskup Jacek Jezierski, który wstępnie zaakceptował takie rozwiązanie, zwłaszcza że wielbarscy katolicy mają do dyspozycji znacznie mniejszy od byłego kościoła ewangelickiego obiekt. Z tych planów nic jednak nie wyszło.

RATUNEK W KULTURZE

Obecnie świątynia jest mocno zrujnowana. Co prawda udało się zabezpieczyć ją przed dalszą dewastacją, ale i tak przedstawia dość opłakany widok. Na razie raczej nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie los zabytkowego obiektu się odmieni. Według Ryszarda Mroza, ratunkiem dla kościoła byłoby zaadaptowanie go do celów kulturalnych, np. na galerię czy muzeum.

- W Wielbarku brakuje takich miejsc, a dla świątyni to ostatni dzwonek, żeby coś zrobić, bo za kilka lat nie będzie już czego remontować - ostrzega.

Jego zdaniem należy stworzyć dobry projekt zagospodarowania i starać się o środki z funduszy unijnych.

PRZEKAŹNIK NA WIEŻY

Wójt Wielbarka Grzegorz Zapadka ostrożnie podchodzi do tych planów.

- W naszym społeczeństwie wykorzystanie dawnych obiektów kultu do celów niezwiązanych z wyższą kulturą byłoby źle postrzegane. Tymczasem wysoka kultura u nas nie bardzo mogłaby zaistnieć, dlatego że jesteśmy na to za biedni - przyznaje.

Sceptycznie odnosi się również do sięgania po środki unijne na zagospodarowanie kościoła. Jego zdaniem na działania związane z renowacją zabytków pieniądze dostają samorządy, na terenie których znajdują się znacznie starsze budowle, przedstawiające większą wartość historyczną.

- Szansa zdobycia przez nas tych funduszy jest mniejsza niż wygranie w totolotka - mówi wójt.

Dlatego na razie gmina koncentruje się na tym, by nie dopuścić do dalszej dewastacji zabytku i utrzymywać jego stan obecny. W ciągu tego roku udało się z gminnych środków naprawić blacharkę i dach budynku.

- Chcemy też poprawić elewację i otynkować kościół od zaplecza, ale to na razie wszystko, co możemy zrobić - nie pozostawia złudzeń Grzegorz Zapadka.

Jeszcze w tym roku na wieży kościoła zostanie zamontowana antena przekaźnikowa sieci telefonii komórkowej. Miejsce wybrano nieprzypadkowo - to najwyższy punkt w Wielbarku.

- Pieniądze, które z tego tytułu dostaniemy przydadzą się na naprawy obiektu - mówi wójt.

Ewa Kułakowska

2006.10.04